Poniedziałek 18.00
Jeszcze ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam
znośnie. Rude niesforne loki puszczone luzem, rurki, śmieszna bluzka i trampki.
Chociaż nikt by się nigdy tak nie ubrał do klubu ja musiałam tak się ubrać w
końcu nie idę tam potańczyć lecz pilnować loczka jak psa. Chociaż pies to złe
określenie ale trafne. Westchnęłam ciężko, czeka mnie długa męcząca noc. Moje
smętne myślenie przerwało natarczywe pukanie do drzwi. Zniecierpliwiona
podeszłam do drzwi lekko je uchylając. Za drzwiami stał dziwnie pewny siebie
Niall.
- Przyszedł twój stylista. – i nie czekając ba odpowiedź
wtargnął do pokoju.
- Taaa nie potrzebuje cię – warknęłam i już miałam go złapać
gdy popchnął mnie na kanapę i z krytycznym okiem spojrzał na mój strój.
- Wiesz co? Rozumiem, że wygląd nie jest najważniejszy ale
to już przesada, nie uważasz? No bo spójrz na siebie? – powiedział jeszcze raz
obdarzając mnie tym swoim głupim spojrzeniem. – Tak chcesz iść do klubu?
- Zamierzałam póki nie wtargnął tu jakiś idiota. – wstałam z
kanapy ale on tylko pociągnął mnie za rękę przyprowadzając do łazienki.
Próbowałam mu się wyrwać ale on mocno trzymał. Gdy byliśmy już w łazience
puścił mnie i zakluczył drzwi. Zdenerwowana usiadłam na krawędzi wanny i
patrzyłam na niego wyzywająco.
- Słodka jesteś jak się wściekasz. – uśmiechnął się takim
uśmiechem od, którego nogi stają się jak z waty. Jakimś cudem oderwałam oczy od
jego twarzy i przeniosłam je na ręce. O matko przydało by się coś z nimi
zrobić.
- Tak z nimi też coś zrobimy. – powiedział Niall siadając
koło mnie. Odruchowo się przesunęłam ale Niall przyciągnął mnie do siebie tak,
że musiałam spojrzeć mu w oczy.
- Jaki śliczne oczy. – powiedziałam i zaraz zawstydzona
spłonęłam buraka. A on tylko się roześmiał. Zaraz jednak spoważniał.
-Domyślasz się dlaczego cię tu przyprowadziłem?
- Nie lubię zgadywać ale coś czuje, że to nie będzie nic
dobrego. – Niall zaśmiał się ponuro.
- Mam nadzieję, że nie myślisz o mnie tak jak ja sobie przed
chwilą pomyślałem, że tak o mnie myślisz? – spojrzałam na niego głupkowato.
- Dobra mniejsza o to… Jest ważniejsza sprawa. No bo wiesz
ty dzisiaj idziesz z Harrym na tą dyskotekę i chciałem, żebyś wiedziała… eh… –
zająkał się ale po chwili znowu ciągnął. – Harry jest taki jaki jest i go nie
zmienisz ma własne… zasady i on nadal będzie się ich trzymał więc nie
radzę nawet próbować… - znowu się zająkał zlitowana końcu podsunęłam mu
właściwe słowa.
- Nie mam się wtrącać w nie swoje sprawy, tak?
Niall pokiwał głową. A ja mu zawtórowałam tylko, że
przecząco.
- Nie mogę ci tego obiecać. Proszę uwierz mi.
Blondasem gwałtownie wstał i z pewną wprawą powiedział:
- Och no trudno.. ale czas na stylistę – wymuszony uśmiech
zakwitł na jego twarzy.
- No jasne jak mogłam zapomnieć? – zawtórowałam mu również
wymuszonym uśmiechem. Choć ten uśmiech zawsze mnie denerwował na ustach Nialla
był czymś ślicznym. No ale cóż mój stylista przecież nie może czekać.
********************************
- Na serio muszę tak iść? - spytałam się kolejny raz patrząc na moje kłamliwe lustro.
- Po pierwsze wyglądasz świetnie. Po drugie moja reputacja strasznie ucierpi jeśli będziesz wyglądała jak mops. - powiedział lecz zaraz zamilkł widząc moje przeszywające spojrzenie.
- Ok, ok jestem spokojny - burknął. Jeszcze raz spojrzałam w lustro. Wyglądałam dziwnie w niepasującym do mnie stroju http://urstyle.pl/styl/AGnes/stylizacja/tygrysek-8/ .
No ale już trudno trzeba iść to trzeba. Westchnęłam ciężko i ruszyłam do drzwi ale zatrzymał mnie Niall.
- Magda czekaj chciałem ci coś jeszcze powiedzieć. - powiedział do mnie z pewnym błyskiem w oku. spojrzałam na niego pytająco a on w końcu powiedział niby, że obojętnym tonem.
- W środę jest dzień zakładów. Pewnie nie wiesz o co chodzi ale Harry obiecał, że ci to wyjaśni w samochodzie bo teraz akurat nie mamy za dużo czasu a w samochodzie będzie go mnóstwo ale pamiętaj, że nie musisz przyjmować zakładów. Chociaż wtedy będziesz tchórzem - zakończył szatańsko się uśmiechając.
- Jeszcze czego to sobie trochę poczekasz. - odwzajemniłam uśmiech po czym zbiegłam szybko na dół na czekającego na mnie tam loczka. uśmiechnął się i powiedział:
- Ooo nieźle. Specjalnie dla mnie?
- Nierób sobie nadziei, nie dla ciebie - odparłam beztrosko wsiadając do samochodu. Po chwili wskoczył też Harry.
- Zobaczymy jak powiesz po dzisiejszym wieczorze. - uśmiechnął się słodko. Odwzajemniłam uśmiech po czym ruszyliśmy. Chwile mijały w milczeniu, które po chwili przerwał Harry.
- Więc słyszałaś coś o dniu zakładów? - spytał się. Pokręciłam przecząco głową na co on zaczął mi tłumaczyć.
- To jest taki dzień, kiedy sprawdzamy wytrzymałość tych z którymi mieszkamy. No wiesz różni tacy. Ostatnio graliśmy w tą grę z ochroniarzem. Ale był ubaw. - uśmiechnął się do swoich wspomnień. - No ale teraz do gry dołączasz ty. Więc słuchaj uważnie dzień zakładów trwa w środę od chwili, gdy się obudziłaś do późnego wieczoru. Każdy z domowników ma prawo zadać innemu wyzwanie ten kto tego wyzwania nie przyjmie jest tchórzem i nie uczestniczy w tak zwanym dniu żartów. - mówił
- Ej zwolnij jaki znowu dzień żartów? - zgubiłam się.
- A co jestem dla ciebie za szybki? - uśmiechnął się szatańsko.- No ale mniejsza o to posłuchaj dalej to wszystko się wyjaśni. Ostatni, który wylosuje z numerów musi zadać ci zadanie, które jeśli nie wykonasz masz udawać, że jesteś jego dziewczyną do końca dnia żartów to jest do niedzieli. A jeśli wykonasz je to on zostanie twoim służącym również do niedzieli. Proste prawda? - uśmiechnął się.
- No powiedzmy a ten dzień żartów?
- To dzień, w którym wszyscy robimy sobie żarty kto się na nie nabierze przegrywa a kto będzie robił najwięcej żartów i nie da się nabrać, wygrywa - wytłumaczył spokojnie.
-Oooo więc zapowiada się łatwiutkie zwycięstwo. - uśmiechnęłam się.
- Na to nie licz ale już jesteśmy na miejscu. - powiedział i rzeczywiście staliśmy przed niezbyt miło wyglądającym klubem.
- Boisz się? - uśmiechnął się złośliwie.
- Ja? Nigdy. - powiedziałam stanowczo wysiadając i zatrzaskując drzwiczki od samochody. No to pięknie chciałam samochód, mam kłopoty. Dokładnie po mojemu.
No ale już trudno trzeba iść to trzeba. Westchnęłam ciężko i ruszyłam do drzwi ale zatrzymał mnie Niall.
- Magda czekaj chciałem ci coś jeszcze powiedzieć. - powiedział do mnie z pewnym błyskiem w oku. spojrzałam na niego pytająco a on w końcu powiedział niby, że obojętnym tonem.
- W środę jest dzień zakładów. Pewnie nie wiesz o co chodzi ale Harry obiecał, że ci to wyjaśni w samochodzie bo teraz akurat nie mamy za dużo czasu a w samochodzie będzie go mnóstwo ale pamiętaj, że nie musisz przyjmować zakładów. Chociaż wtedy będziesz tchórzem - zakończył szatańsko się uśmiechając.
- Jeszcze czego to sobie trochę poczekasz. - odwzajemniłam uśmiech po czym zbiegłam szybko na dół na czekającego na mnie tam loczka. uśmiechnął się i powiedział:
- Ooo nieźle. Specjalnie dla mnie?
- Nierób sobie nadziei, nie dla ciebie - odparłam beztrosko wsiadając do samochodu. Po chwili wskoczył też Harry.
- Zobaczymy jak powiesz po dzisiejszym wieczorze. - uśmiechnął się słodko. Odwzajemniłam uśmiech po czym ruszyliśmy. Chwile mijały w milczeniu, które po chwili przerwał Harry.
- Więc słyszałaś coś o dniu zakładów? - spytał się. Pokręciłam przecząco głową na co on zaczął mi tłumaczyć.
- To jest taki dzień, kiedy sprawdzamy wytrzymałość tych z którymi mieszkamy. No wiesz różni tacy. Ostatnio graliśmy w tą grę z ochroniarzem. Ale był ubaw. - uśmiechnął się do swoich wspomnień. - No ale teraz do gry dołączasz ty. Więc słuchaj uważnie dzień zakładów trwa w środę od chwili, gdy się obudziłaś do późnego wieczoru. Każdy z domowników ma prawo zadać innemu wyzwanie ten kto tego wyzwania nie przyjmie jest tchórzem i nie uczestniczy w tak zwanym dniu żartów. - mówił
- Ej zwolnij jaki znowu dzień żartów? - zgubiłam się.
- A co jestem dla ciebie za szybki? - uśmiechnął się szatańsko.- No ale mniejsza o to posłuchaj dalej to wszystko się wyjaśni. Ostatni, który wylosuje z numerów musi zadać ci zadanie, które jeśli nie wykonasz masz udawać, że jesteś jego dziewczyną do końca dnia żartów to jest do niedzieli. A jeśli wykonasz je to on zostanie twoim służącym również do niedzieli. Proste prawda? - uśmiechnął się.
- No powiedzmy a ten dzień żartów?
- To dzień, w którym wszyscy robimy sobie żarty kto się na nie nabierze przegrywa a kto będzie robił najwięcej żartów i nie da się nabrać, wygrywa - wytłumaczył spokojnie.
-Oooo więc zapowiada się łatwiutkie zwycięstwo. - uśmiechnęłam się.
- Na to nie licz ale już jesteśmy na miejscu. - powiedział i rzeczywiście staliśmy przed niezbyt miło wyglądającym klubem.
- Boisz się? - uśmiechnął się złośliwie.
- Ja? Nigdy. - powiedziałam stanowczo wysiadając i zatrzaskując drzwiczki od samochody. No to pięknie chciałam samochód, mam kłopoty. Dokładnie po mojemu.